Gwiazdorska płyta, z tym że dla każdego gwiazdą będzie kto inny. Śpiewa Natalia Przybysz, wielki bluesowo-rockowy głos, którego pierwszym krokiem w chmurach były r’n’b i hip-hop. Na gitarze gra arcymistrz nowej muzyki żydowskiej, krążący od Afryki do klasyki erudyta i znakomity technik Raphael Rogiński.
Towarzyszą im na perkusjonaliach Miłosz Pękala z wykonującego (i piszącego) muzykę współczesną kwartetu Kwadrofonik oraz big bandu Mitch & Mitch, a na perkusji – mający obycie z muzyką etniczną, jazzową i techno Hubert Zemler.
Razem tworzą pełną skupienia, medytacyjną muzykę opartą na kompozycjach Rogińskiego i tradycyjnych tekstach. Słychać cymbały, balafon, wibrafon, santur, harfę, a walor piosenkowy nadaje Shy Albatross śpiew Przybysz. Szczególnie ujmująca jest w „See See Raider”, ponadstuletnim bluesie, którego grali wszyscy od Wee Bea Booze, przez Animalsów i Elvisa, po Springsteena.
Ta piosenka pokazuje wątek spajający cały amerykański repertuar Shy Albatross – kobiecą perspektywę. Jedne kobiety płynęły do Nowego Świata z nadzieją na nowe życie, zostawały tam damami lub gangsterkami, jeszcze inne przywieziono jako niewolnice. Stąd np. śpiewane w języku kreolskim „Salangadou”, lament nad zmarłym dzieckiem. Stąd afrykańskie czy irlandzkie wątki w kompozycjach i burza uczuć, którą wywołuje ta płyta – nagrana przecież w dalekim Polsce dźwiękowym języku. Trzeba to napisać: genialny album.
Shy Albatross wystąpił właśnie w telewizyjnym „Pegazie”. W lipcu – Open’er.
Tekst ukazał się 29/4/16 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji