Zaczyna się od wspomnień. Wokalistka Alicia Bognanno głosem zdartym jak Kurt Cobain wykrzykuje, że pamięta zapach pościeli, wymiotowanie w samochodzie i spotkanie z rodzicami adresata piosenki. Utwór trwa dwie minuty, debiutancki album Bully – 31 minut.
Ma być szczerze i prosto (w „Trying” wokalistka „cały tydzień modli się o okres”) jest bardziej jak w latach 90. niż w XXI wieku. Słowa „grunge” nie wolno tu użyć bez słowa „pop”, bo zespół ma fantastycznie melodyjne, zgrzytliwe, a zarazem lekkie piosenki („Milkman”) i rzadko zwalnia.
Myślałby kto, że Bully to odprysk popularności duetu Best Coast czy wyraz tęsknoty za Hole, zespołem Courtney Love, żony Cobaina. To nie tak. 25-letnia Bognanno wie, czego chce: śpiewa, gra na gitarze, pisze piosenki, nagrywa je i produkuje. Na bębnach gra Stewart Copeland, ale nie ten z The Police, tylko sprzedawca komiksów z Nashville – to tam działa kwartet Bully. Fizycznie „Feels Like” powstało w Chicago, w studiu Electrical Audio słynnego producenta Steve’a Albiniego (pracował m.in. z Nirvaną – a jednak!). Liderka Bully była najlepszą studentką stażu, który prowadził. Bognanno sympatią darzy The Replacements, słychać The Breeders, a dla mnie jest młodszą siostrą Courtney Barnett. Warto ją poznać.
Tekst ukazał się 3/7/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji