Dumny jestem, że takie płyty wychodzą. Ważne. Oczywiście są też Jessie Ware, Ariel Pink’s Haunted Graffiti, Animal Collective (muzykom zza bariery dźwięku gratuluję nowych albumów). R.U.T.A. kontynuuje wątek chłopów, którzy chcą spuścić łomot panom. Nie żeby się emancypować, tylko żeby przeżyć.
Zespół Macieja Szajkowskiego z Kapeli ze Wsi Warszawa na drugim albumie ucieka na wschód, wykonuje pieśni setki lat stare, podobne na Ukrainie, Białorusi, w Rosji i Polsce. To folk-punk groźny, anarchiczny, zbuntowany, niepodobny piosenkom Jessie Ware. R.U.T.A. chce być „poza”. Daje wybór, nie jest produktem, nie potrzebujesz jej.
Ale. Jak byś się bawił gdybyś był chłopem, kilka stuleci wstecz? Gratulacje, że w ogóle się urodziłeś i przeżyłeś. Nigdy nie nauczysz się czytać. Nie weźmiesz do ręki instrumentu muzycznego. Nie pojedziesz nawet do miasta powiatowego. Na żaden festiwal, chyba że festiwal wpierdolu ufundowany ci przez lokalny sąd w nagrodę za skargi na pana. Masz mało czasu, w wieku 30 lat będziesz martwy. Zapracujesz się na śmierć.
Pracując, chłopi śpiewali. Sprawdź dziś te piosenki jak klątwy, jak marzenia o zemście. I 120-stronicową książeczkę – z innej półki niż to, co korporacje dodają do płyt, żeby sprzedawać je jako „książki”. Największe wrażenie robi esej „Gitarą i cepem” (tytuł – echo Stachury, poety wolności?) pióra Jacka Podsiadły, autora większości przekładów z „Na uschod”. Oraz „Dzieci anarchii” białoruskiej opozycjonistki Sanii o opozycji w Rosji, na Białorusi i Ukrainie, m.in. o Pussy Riot. Połącz kropki.
Tekst ukazał się 30/8/12 w „Dużym Formacie” – w portalu więcej recenzji