Finalistka Nagrody Nike Patrycja Pustkowiak uważa, że książek nie powinni pisać ludzie przed trzydziestką. Coś podobnego odczuwam często w stosunku do muzyki. Po zeszłorocznym albumie z przeróbkami cudzych piosenek Gaba Kulka wraca z pierwszym autorskim materiałem wydanym po trzydziestce.
Po drodze nagrała szalone covery Iron Maiden z grupą Baaba i współtworzyła poważny projekt The Saintbox, w którym moim zdaniem nie rozwinęła skrzydeł. „The Escapist” to już Kulka pełną gębą – płyta wagi ciężkiej. Budzi szacunek jako seria świetnie skomponowanych, zespołowych piosenek, ale też ma mocny albumowy kręgosłup. Na pierwszym planie jest autorka z fortepianem, umiejętnie jednak korzystająca z talentów członków zespołu (Wacław Zimpel, Robert Rasz i Wojtek Traczyk). Na zmianę jest poważna i odjechana.
Pianistka i wokalistka należy do tych kilku osób w Polsce, które umieją pisać i śpiewać po angielsku. Duże wrażenie robią zwłaszcza nerwowe „Phantom Limb” czy jakby „nowojorska”, staromodna „Christmas Party Song”. Perełkami są obie polskie piosenki: pięciominutowa ballada „Z marcepana”, niczym bajka do czytania, nie pozwala zmrużyć oka ani na chwilę. Z kolei singlowe „Wielkie wrażenie” to hit jak się patrzy, prosto z lat 80., z basem granym slide’em.
O ile nad całą płytą unosi się duch takich twórców, jak Kate Bush czy Peter Gabriel, to „Wielkiemu wrażeniu” bliżej do Davida Bowiego. Nie pamiętam w tym roku lepszej polskiej piosenki. „Gdy przestanę kochać, to przestanę kochać/ wszystkich bez wyjątku”, śpiewa Kulka. Pięknie się rozwinęła, pewnym głosem opowiada tu siebie i swój „rodowód”, z wszystkimi nawiązaniami do popkultury i kultury wysokiej.
Tekst ukazał się 12/9/14 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji