W starej Polsce niby zima stulecia lub więcej, ale mróz na szybach przeterminowanych ikarusów nie jest czarodziejski. Jest syfny jak sto pięćdziesiąt. Śnieg islandzki – inna rozmowa – czystszy, lód bardziej szklisty. Mum nie liczy przetrwanych zim, nie emocjonuje się tym, ile jest stopni na minusie, nie sprawdza, czy latem jest ponad piętnaście. Mróz, zaspy, brudne błoto nie rzutują. Mecz o trzecie miejsce w Europie w czymś o nazwie szczypiorniak – też nie.
W święta z powodu szczególnie obfitych opadów śniegu i szalonych mrozów rzędu ‑5 stopni pisałem o starej, starej płycie Mum. Takie przygotowanie do pisania o tej nowej, coraz starszej. Biorąc pod uwagę czas, który upłynął od debiutu, „Sing Along To Songs You Don’t Know” brzmi po prostu młodo. Nie zgłębiam metryk właścicielek tych charakterystycznych, naiwnych głosów, ale być może to świeże brzmienie osiąga się dzięki ciągłej wymianie panien na coraz młodsze. Być może ta metoda umożliwi Mum granie przez najbliższe pół wieku.
Na tej płycie jest zabawa i zwłaszcza w początkowych piosenkach rządzi moja ulubiona część Mum, czyli najbardziej hałaśliwe, rozbitowane ich oblicze („The Smell Of Today Is Sweet Like Breastmilk In The Wind”, „Prophecies And Reversed Memories”). Łatwo zapamiętuje się też błyszczący „Sing Along” (poniżej obraz + dźwięk), który jest jak rozkwitanie pąków na przyspieszonym filmie – eksplozja przegiętego piękna, żarłoczny twist XXI wieku. To jest fajne, co najmniej ciekawe – warte spróbowania, wzięcia pod język. Tego rodzaju zabaw nigdy za wiele, zwłaszcza dla tych, którzy w przeciwieństwie do Mum mieszkają w Polsce.
I to jest tak właśnie, tak jak na tym teledysku. Popieprzona ta płyta, ale nie napisałbym, że „Islandczycy zapraszają słuchacza do swojego magicznego świata pełnego tajemniczych hałasów i bajkowych stworów opowiedzianych głosami schizofrenicznych czarodziejek”. Można tak, ale to byłoby nudne, zupełnie nie o to chodzi w tej płycie. Piosenki są uwodzicielskie. Nie same melodie to robią, takie kiczowate, ale także rytmy, intensywność, odpowiedni zgrzyt w niespodziewanym miejscu. To jest dobrze poklejone przez Mum. Jasne, że trochę za dużo nagrali, że poczesne miejsce zajmują ich klasyczne nudy-smuty z pourywanymi bitami („Show Me”), ale potrafią zrobić do nich podkład wyłącznie ze smyczków i z sopli lodu („Blow Your Nose”). Coraz mniej elektroniki, coraz więcej głosów – z żeńskim męski, a raczej chłopięcy. Stoją w miejscu, ale to miejsce jest coraz to gdzie indziej.