The New Pornographers to specyficzny zespół. Do kanonu współczesnego pop rocka weszły ich pierwsze trzy albumy z początku XXI wieku – żywiołowe, szalone i melodyjne. Później grupa dowodzona przez A.C. Newmana nieco spuściła z tonu, popadła w melancholię na dwa długie albumy.
W międzyczasie trochę na wyrost nazywany supergrupą zespół stał się supergrupą pełną gębą. Poważne kariery zrobili Neko Case i Dan Bejar (prowadzący projekt Destroyer). A przecież w TNP śpiewają jeszcze Newman i Kathryn Calder. Bogactwo głosów łączą z obfitymi aranżacjami.
Dziś ten zespół, wciąż z Case i Bejarem w sładzie, wraca do bardziej radosnego brzmienia, a dwoje wymienionych chętnie bierze na siebie obowiązki wokalistów. Więcej jest wspólnego śpiewania, w muzyce też wyraźnie jak nigdy wcześniej słychać, że The New Pornographers skomponowaną przez Newma płytę nagrali wspólnie, będąc w jednym miejscu i czasie. W dzisiejszym show-biznesie nie jest to takie oczywiste, nagrane partie instrumentów czy wokali często krążą między różnymi kontynentami.
Dobrze zrobiły Kanadyjczykom zarówno ta jedność, jak i utrzymanie składu. Dzięki temu jest jasne, że nie chodzi tu o skok na kasę, który taka Case skutecznie mogłaby wykonać solo. Dzisiejsze czterdziestolatki starzeją się dostojnie. Jedna z lżejszych piosenek, śpiewane przez Case pulsujące „Champions Of Red Wine” mówi o swoistym powrocie do korzeni dojrzałych artystów, którzy zaczynali dobre półtorej dekady temu. Muzycznie bliżej im właśnie do pierwszych albumów – tych, które zapewniły im sławę – niż choćby do smętnego „Challengers” (2007). Zrezygnowali z sekcji dętej i smyczków, sięgnęli po syntezatory, ale przede wszystkich tłuką na gitarach.
Dobrze jest znów słyszeć rozpędzających się The New Pornographers: w „Fantasy Fools” śpiewanym przez Newmana, mocnym „War On The East Coast” Bejara czy „Born With A Sound”, w którym ten ostatni zaprosił do mikrofonu Amber Webber z Black Mountain. Tyle się grzebał z tą piosenką (była miksowana jako ostatnia), że pod ręką nie było już Case ani Calder. Wyszło znakomicie i w stylu The New Pornographers. Zespół znów ma radość z grania. Dla wielbicieli Kanadyjczyków to świetna wiadomość, a i pozostałym miłośnikom rocka kontakt z „Brill Bruisers” nie zaszkodzi.
Tekst ukazał się 29/8/14 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji